poniedziałek, 13 grudnia 2010

Krótka historia...

Godzina 7:25 w poniedziałkowy poranek. Za oknem słoneczko stara się powoli przebić przez padający śnieg. Przeciągnęłam się po raz ostatni i sprawdzając czy aby na pewno portfel jest w kieszeni zaczęłam ubierać zimowe buty. Z uśmiechem założyłam dopiero co wydzierganą czapkę i rękawiczki. Spojrzałam na płaszczyk i zakładając go pomyślałam, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to już ostatni raz kiedy muszę się z nim męczyć. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. Mijając sklep spojrzałam na zegarek - 7:30 jeszcze 30 minut do otwarcia. Koło drzwi coś się poruszyło, podeszłam bliżej żeby się upewnić - tak, kolejka już się ustawia. Spojrzałam w stronę sklepu w którym zwykle robię zakupy, jest już od ponad 30 minut otwarty i żadnych kolejek nigdy nie ma. Dzisiaj wyjątkowo pieczywo zakupimy, w innym sklepie, przy okazji przeglądając ich najnowszą ofertę.  Z autobusu wysiadł mój mąż i razem ustawiliśmy się w kolejce. Jest 7:50 a przed nami jest ok 20 osób, za nami ustawiają się kolejne osoby. Część osób najwyraźniej się zna, słychać rozmowy i powitania. Równo o 8:00 drzwi się otwierają, ludzie przepychają się do wejścia, zaczynając biec w kierunku koszy z wystawionymi produktami. Starsze panie chyba osiągnęły swój życiowy rekord w biegach krótkodystansowych, młoda kobieta pierwsza jest u celu i szybko zapełnia koszyk mówiąc do męża "Przejrzymy w spokoju później, teraz ładuj!". Razem z mężem ciągniemy się z tyłu peletonu, spokojnie okrążamy ludzi wyglądających jak hieny które rzuciły się na padlinę. Staram się znaleźć to na czym mi tak zależało. Niestety bez rezultatów. Drugie okrążenie, tym razem starając się dostrzec cokolwiek pomiędzy stłoczonymi ludźmi. Nadal nic. Zaczepiam więc pracownicę sklepu: "Przepraszam, ale miały dziś być płaszczyki..." Jej odpowiedź była krótka "Nie ma, mają być w czwartek." Zdziwiona odpowiadam "Ale w gazetce było wyraźnie nad płaszczykiem napisane że dziś" jej odpowiedź mnie nie zadowoliła "Wszystko co przyszło jest tam, więcej nic nie ma". Spojrzałam w stronę koszy, ludzie nadal gorączkowo przerzucali ich zawartość pakując do koszyków ile się da. Nie zależy mi na nowym płaszczyku aż tak bardzo aby narażać się na oberwanie łokciem w oko... Wyszliśmy więc ze sklepu z napojami zamiast płaszczyka a pieczywo kupiliśmy tak gdzie zawsze.

Teraz mam do was pytanko - gdzie i kiedy można spotkać takie sytuacje jak ta opisana powyżej? Ciekawa jestem czy zgadniecie.


Komentarze:

Anka, Antonina, Piaseiza: Dziękuję ;)
Lete: Nad kominem się zastanawiałam, ale chyba nie bardzo do mnie pasuje...

Anust: Ja bardzo lubię takie żywe kolory  na jesień i zimę, kiedy jest tak ponuro za oknem.

7 komentarzy:

  1. Dziś w Biedronce, lub innym markecie? 29 lat temu też by pasowało, tylko myślę,że aż tylu lat nie masz :), a z racji tego co się wtedy wydarzyło, pewnie nie w głowach były płaszczyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. obstawiam na Lidl'a lub Aldi, kraj dowolny w Europie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie w Lidlu, ale u nas otwierają ten "raj" o 7 rano. Podobnie ja Ty w życiu bym nie ruszyła cwałem do towaru.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie się kojarzy z Lumpeksem....ale ta godzina otwarcia

    OdpowiedzUsuń
  5. hmmm...no właśnie też mi zawiało wspomnieniami z czasów wczesnego dzieciństwa... ale co to za sklep..pojęcia nie mam... TESCO???

    OdpowiedzUsuń
  6. Tłum ludzi, gazetki z opisem towaru, którego nie ma- to musi być Biedronka, niestety...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń